Forum Forum Puchonów ;) Strona Główna Forum Puchonów ;)
puchońskie forum ;>
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sabat Czarownic (zakończone)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Puchonów ;) Strona Główna -> Fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Madlen
Mała Złośnica



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 612
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szpitala dla normalnych inaczej

PostWysłany: Śro 19:29, 08 Lut 2006    Temat postu: Sabat Czarownic (zakończone)

Sabat czarownic
czyli Uń i urodziny

Saga Puchonów 1 i 1/2

Urodzinowo dla Univien

Zbrodnia to niesłychana...
Madlena ficka napisała...
Oto zrobiłam coś niewybaczalnego. Napisałam następnego ficka. Okoliczności jak mam nadzieje mnie usprawiedliwiają: poza tym miałam dobre chęci i mam nadzieje, że nie zostanę zamordowana, przez osobę, dla której ten fick został napisany... masz Uń vel Vien vel Univien w ramach prezentu urodzinowego. Sto lat!
Wiem, że wcześniej niż trzeba – ale mam kłopoty z dostępem do neta. I równie dobrze mogę go mieć jutro, jak nie mieć do końca tygodnia.
Nie bijcie zbyt mocno...

- Nie wypuszczaj dziś kota! – krzyknęła stara Julia, widząc, że jej wnuczka idzie do drzwi.
- Dlaczego babciu? – zdziwiła się Anna, patrząc na Pierza, swojego białego, ślicznego kota. Pierz był kotem, w pełnym tego słowa znaczeniu. Miał dwie natury, z których jedna kazała mu mruczeć i wygrzewać się przy kominku, a druga udawać, na jakieś tajemnicze, noce wędrówki.
- W takie noce, wszyscy powinni pozostać w domach… - powiedziała babka zagadkowo, wyglądając przez okno. Była jasna, gwieździsta, zimowa noc. Księżyc świecił bardzo wyraźnie, śnieg iskrzył się w jego delikatnym blasku. Wiatr nie poruszał gałęziami drzew. Anna zadrżała. Rzeczywiście, było coś dziwnego w tej nocy…. Też spojrzała na szybę, ale zaraz odwróciła wzrok. W takie noce lepiej nie stawać przy oknie. Bo można by zobaczyć coś… coś… nie przeznaczonego dla ich oczu.
Pierz zamiauczał przeraźliwie.
- Ale on chce wyjść – stwierdziła dziewczynka, otrząsając się z nie miłego wrażenia, że tej nocy może naprawdę wydarzyć się coś dziwnego.
- Niech zostanie w domu – pokiwała głową Julia. – Będzie lepiej. Jeszcze pójdzie… na Straszne Wzgórze.
- Straszne Wzgórze? – spytała Anna, a oczy jej błysnęły. Przeczuwała kolejną, babciną opowieść. A ona kochała historię o magii i o czarach. Smokach, Elfach, jednorożcach…
- Tak kochanie. W takie noce jak dziś, zbierają się tam… czarownice.
- Czarownice? – dziewczynka natychmiast zapomniała o swoim niezadowolonym kocie. Rzuciła niespokojne spojrzenie, w kierunku drzwi do kuchni, gdzie przebywała matka. Ona nie lubiła opowieści o magii. Ciągle jej powtarzała: one ci nie pomogą w zostaniu lekarzem.
Anna nie chciała zostać lekarzem. Kłopot w tym, że nie wiedziała, kim chciała być. Ale w końcu jest jeszcze na to wiele czasu!
- Widzisz kochanie, tu wiele osób opowiadało… że w bezwietrzne noce lata, lub zimy, kiedy świeci księżyc, na Wzgórzu płonie światło. Nikt nie wie, co je wywołuje. A każdy boi się sprawdzić… raz poszedł tam jeden chłopiec. Znaleźli go następnego dnia. Nic nie pamiętał!
Anna wpatrywała się w babcie w podnieceniu. Tajemnicze światło? I to nie dawno, dawno temu, za górami. Wszystkie opowieści o magii, działy się dawno. Czyżby już dziś ona nie istniała? Zaginęła wśród ludzi? A tutaj, jakaś tajemnica tak blisko…
- Ja bym chciała zobaczyć co to jest!
- Anno Susan Alvers – z kuchni wyszła matka i spojrzała na swoją córkę groźnie. – Nie ma żadnych świateł, ani żadnych czarownic. Mamo nie zajmuj jej głowy bzdurami! Ona ma się uczyć. Bo nie dostanie się do dobrej szkoły.
Julia westchnęła cicho, patrząc na swoją jasnowłosą córkę i małą, szarooką wnuczkę o ciemnych włosach.
- Wypuść Pierza.
- Pierza? – spytała Anna niepewnie. Sama chętnie by zbadała źródło tajemniczego światła. Ale kot…
- Och, wy obie zachowujecie się jak dzieci! – Jana Alvers ruszyła w kierunku drzwi, otwierając je na oścież. Kot zanurzył się w mroku.

Ogień, oświetlał parę postaci, w ciemnych, długich szatach . Siedziały w okręgu, nie poruszając się, ani nie odzywając. Gdyby jakakolwiek osoba, zbliżyła się tego dnia do wzgórza, na ich widok uciekłaby z krzykiem przerażenia. Ale paru ludzi w wiosce, zobaczyło już światło, płonące na Strasznym Wzgórzu. I nikt nie miał zamiaru się do niego zbliżać.
- Au! – nagły okrzyk, sprawił, że wszystkie postacie podniosły głowy zdziwione. Jedna z nich, podskoczyła do góry, wymachując ręką. Kaptur zsunął się jej z włosów, ukazując twarz, młodej dziewczyny.
- Nef, co się stało? – spytała z niepokojem, jedna z dziewcząt.
- Poparzyłam się! Głupie ognisko! Czyj to był pomysł! – zakrzyknęło dziewczę, wykonując jakiś dziwny taniec, wciąż machając lewą dłonią. Wyglądało to tak śmiesznie, że Univien siedząca tuż obok nieszczęśliwie poparzonej nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Nie twój Nef, kochanie? – spytała ze złośliwym uśmiechem. Dziewczynka przestała podskakiwać i spojrzała na koleżanki ze złością.
- Może by mi tak, ktoś pomógł?!
- Zakaz – wyszczerzyła do niej zęby Madlen, ściągają kaptur z włosów. – Jej, te płaszcze antyzimno, są przereklamowane! Wcale nie jest mi tak ciepło… Nefik, siadaj, nie zachowuj się jak pajacyk…
Nefhenien prychnęła, jak rozjuszona kotka, ale posłusznie znowu usiadła przy ogniu, rozcierając obolałą rękę.
- Co się w ogóle powinno robić na takim sabacie? – zainteresowała się Alhandra, przysuwając do ognia. Jej płaszcz, był chyba jakiś wybrakowany.
- A bo ja wiem? Tańczyć nago dookoła ognia? – powiedziała Jupka, poprawiając na nosi okulary. Univien spojrzała na koleżankę ze zgrozą.
- Oszalałaś? Zimno mi w tym głupim płaszczu, a mam się jeszcze rozbierać?! – zawołała głośno, a Nefhenien energicznie pokiwała głową.
- I w ogóle… no wiecie. Takie czarownice, co tańczą nago, to chyba są bezwstydne – stwierdziła Serpensja, zajmująca miejsce, tuż obok Asialka.
- I nie skromne! – dodała Maden, chichocząc.
- I szczupłe – zakończyła Nefhenien wzdychając. – Ten sabat to jednak nie był dobry pomysł…
- Pewnie. Mówiłam, żeby się spotkać u jednej z nas! – zakrzyknęła Jupka, wyciągając ręce w kierunku ognia. – A nie pod gołym niebem, nocą, wśród śniegów… to nienormalne.
- My nie jesteśmy normalne – zwróciła jej uwagę Asialek.
- Co nie zmienia faktu, że się tu nudzę – oświadczyła Madlen, krzywiąc się. – Kto to mówił, że będzie fajnie? – rozejrzała się groźnie dookoła. – A mogłyśmy siedzieć w przytulnym i miłym dormitorium… w ogóle, to nas chyba zamordują za opuszczenie szkoły.
- Jeśli się dowiedzą. A nie dowiedzą – powiedziała Serpensja zdecydowanie.
- Jesteś prefektem, nie powinnaś świecić przykładem? – zwróciła jej uwagę Alhandra z uśmiechem, jeszcze bardziej przysuwając się do ognia. Jej płaszcz był zdecydowanie wybrakowany.
- A nie świecę? – zdziwiła się pani prefekt. Jej zdaniem świeciła. I to cały czas!
- Świecisz, świecisz – zapewniła ją Madlen. – Jesteś prawdziwą Puchonką. Wiesz… pokazujesz nowym… - zastanowiła się, jak to określić - Właściwą drogę.
- A pewnie. Wejście do jaskini slash, jak wykonać poprawny zamach, przy uderzaniu kogoś książką… - roześmiała się Uń. Serpensja, była mistrzynią w uderzaniu innych książkami po głowach. Od kiedy jakiś Ślizgom, ośmieli się zasugerować, że Puchowi są słabi i nudni. Na jego nieszczęście, na ławce pani prefekt, leżał wtedy bardzo gruby podręcznik Eliksirów.
- A ja to co? – obraziła się Jupka. Asialek poklepała ją uspokajająco po ramieniu.
- Ty, jesteś najlepsza z nas.
- Tak, najwspanialszy anioł, wśród puchońskich aniołów.
- Upadłych – zakończyła Univien ze złośliwym uśmieszkiem. Dziś była w ogóle trochę podenerwowana. Nie turlała się, nie ziewała. Nie chciała nawet poprowadzić wykładu, dlaczego Syriusz i Remus są dla siebie stworzeni. Pewnie miało coś z tym wspólnego, ogromne kółko narysowane w Borsukowym Kalendarzyku, na dacie 11 lutego. I wielki podpis: MOJE URODZINY.
Ale chociaż wszyscy podziwiali uroczą Helgę, trzymającą na rękach borsucza, która to znajdowała się na lutowym obrazku, chyba nikt nie zwrócił uwagi na ten napis. Ani aluzje. Bardzo subtelne. „Wiecie… kiedy się urodziłyście? Bo ja jedenastego lutego!”
Nie podziałało niestety, jej roztargnione koleżanki zapomniały. Jej urodziny trwały już od paru godzin, a one nic, nawet życzeń… Univien, miała w zwyczaju nie przejmować się niczym i tym razem postanowiła nie dać nic po sobie poznać. Ale trochę żalu jednak zostało…
- Dlaczego upadłych? – spytała Asialek z zainteresowaniem. – Ja nie upadałam.
- Spadłaś z miotły – przypomniała jej Nefhenien.
- To wina Madlen! Ona jakieś dziwne rzeczy wyczyniała…
- Ja?! To nie moja wina, że moja miotła ma złośliwy charakter – naburmuszyła się dziewczyna. Jej miotła była rzeczywiście złośliwa. Czasem zrywała się nagle i waliła swoją właścicielkę po głowie. A tej nocy uznała, że Madlen przyda się trochę adrenaliny i zaczęła wirować w kółko, zmuszając swoją panią, do kurczowego trzymania się rączki.
- Zimno mi! – jęknęła Alhandra, przybliżając się do ognia jeszcze bardziej. – Cleo zrobiła dobrze, że została…
- Cleo zachorowała – zwróciła jej uwagę Jupka. – Jak pół zamku zresztą. Dlatego nam się wymknąć udało na ten sabat… no właśnie, a co się na nim robi oprócz tego tańczenia?
- Wymienia zaklęcia i przepisy na mikstury – oznajmiła Madlen radośnie – Ja znalazłam fajne zaklęcie… wiecie, ono sprawia, że rosną warkoczyki!
- Warkoczyki? – zdziwiła się Univien. – Po co nam warkoczyki?
- Nie nam! Jakiemuś chłopakowi…
- Ojej! – ucieszyła się Nefhenien. – Na przykład ten mięśniak, Scott! Idzie sobie korytarzem… i nagle mu wyrasta taki duuuuuuuży warkocz! – zaśmiała się na samą myśl.
- O i jest taki eliksir, który sprawia, że porasta się kwiatkami – przypomniała sobie Jupka.
- Hej! Dodamy go Ślizgonom do jedzenia? – zapaliła się Uń, zapominając o tym, że dziś ma urodziny i powinna gniewać się na koleżanki, za to, że nie pamiętały.
- Kiedy? Jutro?!
- Chyba dzisiaj… - sprostowała Jupka. – Ale ja nie wiem ile to się waży.
- Zobaczy się! – zachichotała Madlen, myśląc o ukwieconych mieszkańcach Slytherinu. Nagle, rozległ się kolejny krzyk. To Alhandra, chyba za bardzo zbliżyła się do ogniska, które wiedząc, że dziewczynie jest taki zimno postanowiło ją ogrzać. Jej płaszcz anyzimno, zaczął się palić.
- Al! – Asialek zerwała się na równe nogi, poszukując różdżki. Jupka, nie tracąc zimnej krwi, popchnęła płonącą dziewczynę w śnieg. Niestety nie tą palącą się stroną. Serpensja i Madlen, całkowicie zapominając, o tym, że mogą użyć jakiego czaru, zaczęły obrzucać Alhandrę śniegiem.
- Al! Nic ci nie jest? – Nefhenien i Uń pochyliły się nad koleżanką.
- Ojej… czy ja spłonęłam i jestem w piekle?
- Ty! – zawołała Unvien, ze złością uderzając ogromną kulką śniegu, w sam środek czoła dziewczyny.
- Ej, przestań, no! Żartowałam! Ża – rto – wa – łam! Kurcze płaszcz mi spłonął!
Dopiero teraz, doceniła swoje okrycie. Co prawda wybrakowane, ale dawało jakieś minimum ciepła. A teraz go nie było, w dodatku miała mokre ubranie. Zresztą tak, jak jej koleżanki, które rzuciły się ją ratować. – Zamarznę tu!
- Tak. A za paręset lat, archeolodzy znajdą twoje szczątki i zaczną przeprowadzać badania…
- Jakie badania?! – zainteresowała się Asialek.
- Nie wiesz? – zdziwiła się Jupka. – No ile lat temu zginęła i w ogóle…
- Ej! Ja nie chcę ginąć! Chcę iść do zamku! – zarządała Al twardo. Ciekawe, jak w ogóle doleci na miotle bez peleryny w takie zimno…
- Ma rację – wzruszyła ramionami Madlen – Jeszcze się zorientują. A ja mam nową książkę…
- Kamasutrę, dwustronną od Nundu? – spytała Univien, podnosząc się.
- No co ty! Ver ją ma! Dlatego dziś nie przyszła… jak chciałyśmy jej powiedzieć, po co tu idziemy, to prawie nas pogryzła, nawet nie podniosła oczu – zaczęła Madlen, potem spojrzała na zegarek i nagle walnęła się w głowę.
- Co się stało? – zdziwiła się Serpensja.
- No zapomniałyśmy! Już po trzeciej!
- Co?! O kurcze, no rzeczywiście… ale o północy, to chyba właśnie ścigałyśmy ciebie i twoja szaloną miotłę – westchnęła Nefhenien, grzebiąc w swoim żółtym plecaczku.
- No dobrze, to damy teraz – wzruszyła ramionami Jupka.
- Masz! – zawołała Nefhenien, podając koleżance ogromną, żółtą paczkę.
- Wszystkiego dobrego… - powiedziała Alhandra, ale jej dzwoniące z zimna zęby trochę zepsuły efekt.
- Pamiętałyście? – zdziwiła się Univien. Madlen uśmiechnęła się radośnie.
- Mi Nef przypomniała! Bo mym zapomniał… wiesz, chciałyśmy, żeby było niezwykle, to dlatego zrobiłyśmy ten sabat.
- Otwieraj – zarządziła Jupka. – Za nim biedna Al zamarznie.
Univien, podarła papier i wyjęła ze środka żółty sweter, z podobizną Remusa i Syriusza. Za nim zdążyła podziękować, Alhandra wyrwała jej prezent i wciągnęła go przez głowę.
- Oddam ci w zamku! Jak już przestanę zamarzać…
- To jak? Do Hogwartu? Na imprezę? I gorące kakao – spytała Nefhenien. Al uśmiechnęła się, na myśl o jakimś gorącym napoju.
- Czekoladę. Gorącą oczywiście. Nie bij mnie! – Madlen ze złością spojrzała na swoją miotłę. Po chwili zasypały dogasające ognisko śniegiem.
- Ściągniemy te nasze Krukonki. Wiecie, Nun i resztę… i tą Ślizgonkę.
- I wszystkie Puchonki. A Uń wygłosi mowę – planowała Madlen.
- Tak! Dlaczego slash jest ciekawy – ucieszyła się Nefhenien. – Może Ver skończyła czytać.
- A potem zaniesiemy tym ze skrzydła ciasta! A te wredne dziewuchy, będą się patrzyć jak Lady i Cleo jedzą.
- Jeśli ten tort robiłyście wy, to się bardzo ucieszą, że ich nie lubimy – zaśmiała się Univien, wsiadając na miotłę.
- Wredna Vien! – zawołała Nef. – Wiecie… nie było tak źle. Wrócimy tu w wakację?
- Tak! Kiedy będzie cieplej… może umówmy się, że przylecimy tu… hm pierwszego lipca? – zaproponowała Alhandra. Jej koleżanki pokiwały głowami.
Uniosły się w powietrze. Przez chwilę na tle księżyca było widać siedem, dostojnie lecących mioteł, które po chwili zniknęły gdzieś w ciemności.

Był pierwszy lipca. Anna spała. Nie mogła więc widzieć, jak na Strasznym Wzgórzu, które widać było z jej okna najpierw pojawia się, a potem gaśnie światło. Ani nie zobaczyła siedmiu postaci, wylatujących w powietrze.
Śniła o czarownicach. Nie o takich zwykłych. Siedziały przy ogniu i mówiły coś o slashu i młotkach. Jedna narzekała, że jest jej gorąco. W dodatku wcale nie były stare, ale młode, trochę starsze od niej. Uśmiechnęła się przez sen, bo podobały jej się takie czarodziejki. Chciałaby je kiedyś spotkać…
Nie obudził jej nawet nagły podmuch, który otworzył okno, ani sowa, która przeleciała dwa razy nad jej łóżkiem, upuszczając na kołdrę list. Dziewczynka bezwiednie zacisnęła na nim palce.
Na kopercie, zielonym atramentem ktoś napisał:

p. Anna Alvers
Flowers Road 15
Anglia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Univien
Krokodyl Złośliwy



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spod kołdry, a jakże.

PostWysłany: Śro 10:59, 15 Lut 2006    Temat postu:

Nef: dziwny vienku najukochańszy, jest coś dla ciebie, nie ode mnie, co prawda, ale sobie zobacz.
Ja: co se mam zobaczyć? gdzie se mam zobaczyć?
Nef: prezentu poszukaj
Ja: jakiego prezentu, bogowie? za co? za głupote? i gdzie?
Nef: nie, za całokształt. Poszukaj. Od Madlen.
Ja: gdzie mam szukać?
Nef: musiała dać teraz, bo jej się komp psuje.
Ja: żartujesz?
Nef: nie, nie zartuję. Szukaj.
Ja: bogowie...
Znalazłam...
Jezu *ryczy*
Boże...

Tak mniej więcej wyglądała pierwsza moja reakcja. Potem były jeszcze ryki, krzyki i w ogóle. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że możesz, Madlenku o wielki, napisać dla mnie opowiadanie. To było tak okropnie niesamowite, tak okropnie... miłe i kochane, że nawet teraz mimo odstępu czasu nie umiem wyrazić swojego zachwytu.
Pewnie zastanawiałaś się czemu tak długo nie komentowałam, ale nie mogłam zebrać się w sobie, żeby sklecić choć dwa poprawne zdania. Zabierałam się za to wiele razy, i za każdym mi nie wychodziło. Wybaczysz mi więc, Madlenku, ten mało inteligentny komentarz, prawda?
Opowiadanie jest boskie, szczególnie początek okropnie mi się spodobał. Tak ślicznie napisany, ślicznym stylem, w ogóle ślicznie [tu następuje seria ochów i achów].
Jestem złośliwym Puchonkiem, o którego urodzinach, wszyscy zapomnieli. I do tego ta kamasutra *chichocze* Tutaj śmiałam się przez łzy. To takie... perwersyjne było, noo XD

Cytat:
- Warkoczyki? – zdziwiła się Univien. – Po co nam warkoczyki?

A tutaj taki śmieszniusi paradoks. Nawet nie wiesz, Mad, co zrobiłaś tym cytatem. Bo ja noszę warkoczyki, często dosyć i to pytanie takie kochane mi się wydawało XD Hihihihi...

Rety, Maduśku, będę Cię chyba wysławiać do końca życia za ten przepiękny prezent. Mówiłam Ci już może, że to najpiękniejszy podarunek jaki dostałam? Mówiłam? A, to powtórzę jeszcze raz. To najpiękniejszy prezent na świecie. I jesteś kochaną istotą, którą tulę bardzo mocno za to, że pomyślała o Vienku.

Kocham *tulitulituli* ;*****************************************************


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madlen
Mała Złośnica



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 612
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szpitala dla normalnych inaczej

PostWysłany: Śro 11:10, 15 Lut 2006    Temat postu:

Dzięki wielkie za komentarz Vienek. Jak o tobie mozna nie pomyśleć, co? Weź ty sie zastanówVery Happy i prezent jak to Nefik ładnie ujęła za całokształ. Chyba cie uściskam, bo już od danwa nawet pół kometarza nie widziałam (ściska Vienka).
Komentarz wspaniały i bardzo, bardzo dziękuje, cieszę sie, że ci sie podobało.

PS.Ja: jakiego prezentu, bogowie? za co? za głupote? i gdzie?
Nef: nie, za całokształt.

Kwik! (turla się po podłodze). Jak sie śmiać zaczęłam jak to przeczytałam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Puchonów ;) Strona Główna -> Fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin