Forum Forum Puchonów ;) Strona Główna Forum Puchonów ;)
puchońskie forum ;>
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kalisto

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Puchonów ;) Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Delf
Początkujący



Dołączył: 13 Lis 2005
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Wto 16:21, 14 Mar 2006    Temat postu: Kalisto

Postanowiłam napisać wszytsko jeszcze raz. A oto nowa wersja Kalisto. Rozdział pierwszy część pierwsza.

W czasie wielkiej burzy, rzadko spotykanej o tej porze roku przyszło na świat dziecko. Wydawało się być zwykłą postacią ,jak większość ludzi, nic nie znaczącą dla świata, ziarenkiem piasku na pustyni wieczności.
Jednak każde ziarenko może przechylić szalę, gdy znajdzie się ktoś ,kto je dobrze poinstruuje.
Wystarczy znaleźć się w dobrym miejscu i czasie, a wszytko może potoczyć się inaczej. Albowiem
wielu przegrało, przez nie zwracanie uwagi na takie nic nie znaczące ziarenko.
Kto zatem ustala reguły? Nikt, bo nie ma reguł, trzeba tylko zauważyć ich brak, a wszystko stanie się realne...
Zwykli ludzie są zdolni do wielkich czynów, nawet tych najważniejszych. Wtedy przestają być już zwykli i stają się nadzwyczajni. Czy w takim razie można mówić o zwyczajności, mając przy sobie przeznaczenie i los? Zwyczajność nie istnieje, tak jak i reguły, bariery, tamy... Wszystko jest możliwe, trzeba tylko potrafić to znaleźć.
Ci którzy nie widzą granic, mają wolny, nie uwikłany w sieci naszej rzeczywistości umysł. Oni potrafią zrobić wszystko i to jest właśnie mądrość – nie przyswajanie zawiłych danych po nocach, lecz własne kreatywne myślenie, rozwijające naszą psychikę ,pogłębiające duszę i zdolności. Przestajemy widzieć przeszkody, zacierają się bariery...
Każdy człowiek, każda dusza ludzka w nie kończącej się pustyni wieczności jest tylko niewielkim ziarenkiem piasku zmaganym wiatrami i targanym przez przeznaczenie. Czy na pewno nigdzie nie jesteśmy na zawsze już spiani? Może gdzieś są zanotowane nasze decyzje, wszystkie myśli i wspomnienia. A może są luzie wolni i ci którzy nigdy nie zejdą z wyznaczonego im toru? Może świat jest podzielony? Może tylko nieliczni mają możliwość decydowania o swoim losie? A może to tylko nie liczni nie mają tego prawa?
Każdy ma szansę, jak ją wykorzysta zależy od niego, niestety nie ma tu prawa do błędu. Pomyłka najczęściej dyskwalifikuje... ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych, więc warto próbować.




Szesnaście lat później.
Na dworze panowała ciepła i słoneczna pogoda ,gdy dwunastego marca Wiktoria szła do szkoły. Jako uczennica drugiej klasy liceum miała sporo do nauki i mimo ogromnych starań nie potrafiła już, tak jak kiedyś w gimnazjum, dostawać samych dobrych ocen. Chociaż właściwie najgorszą sytuację miała trzecia klasa – zawsze był to rok wzmożonej uczniowskiej nauki przedmaturalnej, a z kolej w pierwszych klasach uczniowie bali się ,że zostaną zkoceni i czuli się nieswojo w nowych murach z również nowymi ,bardziej wymagającymi nauczycielami. W ten sposób Wiktoria doszła do wniosku, że obecnie jej sytuacja jest najlepsza.
Dzisiaj miała do załatwienia coś, co interesowało ją o wiele bardziej niż nauka. Potrzebowała się dostać do szkoły, ale jak to zrobić by nikt jej nie zauważył?

Wszystko zaczęło się dwudziestego szóstego lutego w jej osiemnaste urodziny. Ponieważ wypadały we wtorek zostały przełożone na czas wolny – sobotę. Było by zadziwiające gdyby przyjaciele nie zorganizowali jej cichej imprezy w oryginalnej dacie.
O w pół do osiemnastej przyszedł do niej Marcin z bukietem z osiemnastu czerwonych róż.
Z Marcinem poznała się w liceum. Trafili do jednaj klasy. Od roku był już jej chłopakiem.
Kochała go najbardziej ,jak tylko potrafiła i wierzyła mu bezgranicznie. Była pewna ,że nigdy jej nie oszuka, a jego niesamowite, jasno niebieskie oczy zdawały się przenikać wszystko na co tylko spojrzą.
Pocałowali się na powitanie.
- Chodź. Mamy dla ciebie niespodziankę. - powiedział Marcin wyciągając ją na dwór.
- Nie mogę się doczekać. -odrzekła zakładając płaszcz. Zapięła jeszcze tylko buty i była już gotowa do wyjścia. - To gdzie mnie zabierasz?
- Do szkoły. - rzucił krótko z nutą rozbawienia w głosie.
- Eee... Gdzie? Do szkoły? Czy ja dobrze słyszę? - nie była pewna czy żartuje, czy mówi prawdę.
- Zobaczysz wszystko na miejscu, a teraz już chodź. - uśmiechnął się zagadkowo i zamknął za nią drzwi.
- Po co do szkoły? Co oni znowu wymyślili? - myślała Wiktoria.
Powoli zbliżali się do szkolnych murów. Podeszli pod wielkie drewniane drzwi. Dookoła nie było nikogo.
- I co teraz? - spytała. Zaczynała się zastanawiać ,czy dobrze robi idąc tutaj. W końcu kto wie ,co im przyszło do głowy.
- Wchodzimy do środka. - Marcin wyszczerzył zęby w uśmiechu, zresztą bardzo ładnym uśmiechu i otworzył jej drzwi – Spokojnie kochanie jesteś ze mną. - dodał ,gdy już otwierała usta by się sprzeciwić. Otworzył drzwi i popchnął ją lekko ,tak że weszła pierwsza. W pomieszczeniu było ciemno. Nawet bardzo ciemno.
- Chyba się nie boisz kochanie – usłyszała za sobą cichy ,jakoś dziwnie brzmiący głos Marcina.
- Nie, ale przestań tak dziwnie mówić, bo zacznę się bać. - próbowała ustalić ,gdzie jest włącznik światła, jednak mrok był zbyt mocny, by cokolwiek dostrzegła.
Marcin pociągnął ją dalej. Szli korytarzem.
- Jak można się zgubić we własnej szkole? Zaraz który to może być sektor? Skręciliśmy w lewo... Czyli teraz idziemy na salę gimnastyczną. - pomyślała zadowolona ,że wreszcie określiła swoje położenie.
Puściła rękę Marcina ,żeby poprawić sobie włosy opadające na twarz.
- Hej! Gdzie ty jesteś? - szepnęła zauważając brak chłopaka koło siebie.
Odpowiedziała jej martwa cisza.
- I co ja mam teraz zrobić? - myślała – Pójdę na tą salę. Na pewno się chowają ,żeby mnie wystraszyć.
Doszła do sali gimnastycznej i powoli z długim ,przeciągłym skrzypnięciem otworzyła drzwi. Ciemno. Poszukała na ścianie po omacku włącznika. W końcu znalazła. Wiedziała ,że za chwilę zobaczy wszystkich swoich przyjaciół z tortem śpiewających jej ,,Sto lat”. Zapaliła światło i ujrzała... pustkę. Na sali nie było nikogo. Rozejrzała się uważnie jeszcze raz. Na sto procent nie było tam nikogo. Zdumiona obkręciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia. Usłyszała jak drzwi za nią same się zamykają. Mimo iż wydało się jej to głupie, przestraszona zaczęła biec. Szybko znalazła się przy szkolnym basenie, który uprzednio mijali i właśnie w tedy pomyślała sobie, że chcą ją nastraszyć i na bank schowali się na basenie. Podeszła do drzwi i gwałtownie je otworzyła. Zapaliła światło. W tym momencie za swoimi plecami usłyszała ,,Sto lat. Sto lat. Niech żyje,żyje nam...”. Światła pozapalały się wszędzie. Wiktoria obróciła się i zobaczyła Marcina, Martę, Kasię i wszystkich swoich dobrych znajomych z ślicznym tortem na którym jasno świeciło osiemnaście świeczek. Brakowało tylko Justyny.
Gdy wszyscy skończyli śpiewać Kasia krzyknęła – Pomyśl życzenie!
- Sekunda – odrzekła Wiktoria zastanawiając się czego ma sobie życzyć.
- Chcę osiągnąć ogromny sukces w życiu – pomyślała – i... Chcę zmienić bieg wydarzeń. Chcę by ludzie nigdy mnie nie zapomnieli i żebym mogła kiedyś, chociaż raz coś zaczarować. Co z tego ,że jestem już pełnoletnia. Chyba zawsze będę taka dziecinna. - Uśmiechnęła się do siebie i zdmuchnęła wszystkie świeczki.
Zgromadzeni zaczęli klaskać. Wiktoria pocałowała swojego niebieskookiego bruneta.
Potem wszyscy zaczęli wesoło rozmawiać i życzyć Wiktorii dużo zdrowia, szczęści, miłości, pieniędzy, dobrych ocen.
Godzinę później zadzwonił tata Marcina i kazał mu natychmiast wracać do domu. Wtedy też wszyscy postanowili się zbierać do swoich domów.
Wiktoria wolno wracała do domu z Marcinem, Kasią i Martyną.
Kasia była o rok młodsza od Wiktorii, jednak najdłużej się z nią znała – od zerówki, czyli jakieś jedenaście lat. Przez tak długi okres czasu można kogoś doskonale poznać.
Kasia była ,tak jak i Wiktoria brunetką. Miała brązowe oczy w których zawsze czaiła się nuta powagi.
Z kolei Martyna mogła by z pewnością robić za jej przeciwieństwo. Była blondynką i chodziła z Wiktorią do klasy. Niebieski kolor jej oczu przypominał bezchmurne niebo. Na ramiona opadały jej długie włosy w jasnym odcieniu blond. Sprawiała wrażenie miłej, uczynnej i nie potrafiącej powiedzieć komukolwiek złego słowa. Każdy ,kto kiedykolwiek jej podpadł nie miał już nigdy później o niej tak wspaniałego zdania. Nie wolno drażnić wilka.
Wiktoria była bardzo dumna z przyjaźni z nimi i wiedziała ,że może na nie liczyć w każdej sytuacji.
- Ale mnie nastraszyliście. - powiedziała Wiktoria – A w tedy kiedy zniknąłeś, gdzie byłeś. I kto zamknął za mną drzwi na sali gimnastycznej?
Cała trójka popatrzyła ze zdziwieniem po sobie.
- Nikt nie zamykał za tobą drzwi. Musiało Ci się wydawać. - powiedziała Martyna kręcąc przecząco głową.
- Ej. Chwila. Poczekajcie – rzucił Marcin i wszyscy się zatrzymali. - O czym ty mówiłaś? Kiedy niby cię zgubiłem?
- Oj, no w tedy w holu. Podniosłam rękę żeby poprawić włosy i ciebie już nie było. - odrzekła ,jakby od niechcenia.
Trójka znajomych znowu znacząco zerknęła na siebie.
- No co? - Wiktoria nie miała bladego pojęcia o co im chodzi.
- Nie widziałaś się dzisiaj z Justyną? - zapytała z jakąś nutą wyczekiwania w głosie Martyna.

Justyna była z kolei o rok starsza od Wiktorii. Zaliczała się do bliskiego grona przyjaciół w jej odczuciu. W tym roku kończyła dziewiętnaście lat. Była wysoka, trochę grubsza i zawsze bardzo zalatana. Miała przeraźliwie czarne oczy, jak węgielki, co dawało bardzo dziwny efekt w zestawieniu z płomienno rudymi włosami sięgającymi jej do połowy karku.

- Nie. Wróciłam, ze szkoły. Zjadłam obiad. Poszłam się wykąpać. Ubrałam się i w tedy przyszedł Marcin. - gdy skończyła wszyscy zamilkli i przypatrywali jej się uważnie. - No co? Powinnam była do niej zadzwonić? - dodała widząc malujące się na ich twarzach zdziwienie.
- To niemożliwe... - wyszeptała Kasia – Marcin... On cały czas był z nami. Justyna miała przyjść po ciebie do domu i przyprowadzić do szkoły.
- Co wy znowu kręcicie? Zaczyna się bać. - powiedziała już trochę głośniej przyspieszając tempa – i jestem pewna ,że byłam z Marcinem.
- Chwilę. Wszyscy są świadkami, że byłem w szkole. Nie mogłem iść po ciebie, miała to zrobić Justyna.
- No nie! - krzyknęła Kasia rozglądając się panicznym wzrokiem dookoła. - zostawiłam torebkę w szkole. Tam jest mój telefon.
- Musimy znowu wracać. Ech, kobieto... Torebek się pilnuje – powiedziała zawiedziona Wiktoria – chodźcie po nią.
- Przepraszam kochanie, ale ja nie mogę. Ojciec mnie zabije jak za chwilę nie wrócę do domu. - rzucił szybko Marcin.
- A ja muszę odrobić zadanie z historii – mówiąc to Martyna nie wyglądała zbyt przekonująco.
- No dobra. Ja z tobą pójdę. - Wiktoria wcale nie miała ochoty wracać do szkoły.

Po chwili wracały drogą do szkoły. Kasia ostrożnie otworzyła ciężkie drewniane drzwi i dziewczyny weszły do środka.
- Gdzie tu się pali światło. - spytała Kasia szukając ręką po ścianie kontaktu.
- Ty się mnie pytasz? Chyba nikt nie ma tak słabej orientacji w terenie jak ja. - Wiktoria właśnie wyjęła telefon i oświetliła ścianę. Nie było widać kontaktu. - No to będę nam drogę oświetlała tym wspaniałym telefonem. - prychnęła.
Szły powoli korytarzem aż doszły zakrętu.
- Mogłam go zostawić na sali gimnastycznej. - wyszeptała Kasia.
Podążyły więc na salę drogą oświetlaną przez wyświetlacz telefonu komórkowego. Kiedy doszły do sali Wiktoria po woli otworzyła drzwi i obie weszły do środka. Kasia zapaliła światło.
- Może na trybunach leży? - spytała Wiktoria kierując się w ich kierunku.
- Może. - rzuciła krótko Kasia i poszła za nią. - O, tam jest! Już ją widzę. - Kasia podbiegła na trybunę i szybko zabrała torebkę. - No to szybko chodźmy... - urwała w połowie zdania. Obie wyraźnie słyszały głosy na korytarzu.
- Widziałem na pewno tu jakieś bachory. - chrypiał ich zgryźliwy woźny.
- Wierzę panu. Wierzę... - odpowiedział cichy, ale wyrazisty kobiecy głos. - zaraz to sprawdzimy.

- Pod trybuny. - wyszeptała, jak najciszej się dało Wiktoria, schodząc pod drewniane ławki. Za nią zeszła Kasia. Po chwili drzwi do sali się otworzyły. Stała w nich wysoka, szczupła kobieta o jasnych blond włosach, niczym śnieg, w długiej błękitnej sukience. Wyglądała niesamowicie, można by rzec nieziemsko. Rozejrzała się uważnie po sali i przez chwilę Wiktoria była już pewna ,że została zauważona. Kobieta jednak ominęła ją wzrokiem.
- Tu niestety nikogo nie ma Juliuszu. - powiedziała swoim jedwabistym głosem.
- Ktoś jednak musiał zapalić światło madam. - wychrypiał Juliusz.
- Albo ktoś go nie zgasił. - rzuciła mu krótkie ironiczne spojrzenie. - Chodźmy już.
Woźny zgasił światło i zamknął za sobą nimi drzwi.
- Uff... - westchnęły jednocześnie dziewczyny.
- Było blisko. Nie ma co. Nigdy więcej nie wejdę w nocy do szkoły. - z powagą powiedziała Kasia.
- O, właśnie. Możesz mi powiedzieć jak weszliście do szkoły? - spytała nagle zapominając o zajściu z przed momentu.
- Teraz nie. Pogadamy później. Chcę wyjść z tego przeklętego budynku. - wymamrotała Kasia biegnąc w stronę drzwi. Wiktoria zrobiła to samo. Wyszły na korytarz. Szybko szły do wyjścia. Były już w głównym holu, gdy usłyszały krzyk woźnego, stojącego przy drzwiach.
- Tam są madam. Złapiemy ich.
-Gazem do biblioteki. - wyszeptała szybko Wiktoria. Zaczął się slalom po korytarzach schodach, zakrętach. Biblioteka była na samej górze, jednak można było się w niej bezpiecznie schować między regałami tysięcy starych książek. Po paru scenach grozy udało im się dobiec do biblioteki zostawiając starego mężczyznę w tyle. Wbiegły szybko do środka. Przebiegły między paroma rzędami półek i schowały pod jednym z stolików do czytania, umieszczonym koło półki z literą ,,E”.
Wiktoria słyszała jak Juliusz zbliża się do nich. Słyszała jego chrapliwy oddech. Doszła właśnie do wniosku ,że biblioteka wcale nie była dobrym miejscem kryjówki, bardzo ciężko było potem wybiec niezauważonym z tego labiryntu. Woźny był już bardzo blisko nich. W pewnym momencie machnął ręką i strącił jedną z książek wprost na głowę Kasi. Ta z trudem powstrzymała się od krzyku i złapała książkę na otwartej stronie. Ku przerażeniu obydwu litery fosforyzowały spokojnym niebieskim kolorem. Wiktoria odczytała świecący tytuł ,,Konir”.
- Co to znaczy? - pomyślała Wiktoria i już chciała czytać dalej ,gdy usłyszała obok swojego ucha krzyk:
- Co wy tu robicie bachory do jasnej cholery?

Specjalna dedykacja dla Louis, Neremi, Eternal i Madlen - bez was było by o wiele trudniej.
Pozdrawiam
Delf


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madlen
Mała Złośnica



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 612
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szpitala dla normalnych inaczej

PostWysłany: Wto 16:59, 14 Mar 2006    Temat postu:

Cytat:
Wystarczy znaleźć się w dobrym miejscu i czasie, a wszytko może


Wszystko

Cytat:
ziarenkiem piasku zmaganym wiatrami


E? Zmaganym?

Cytat:
nigdzie nie jesteśmy na zawsze już spiani?


Nie chciałabym być spiani. Nie wiem nawet co to znaczy:P

Cytat:
Puściła rękę Marcina ,żeby poprawić sobie włosy opadające na twarz.

Juz ci na to zwracałam uwagę: przecinek powinien nie dotykać słowa żeby, tylko słowo Marcin.

Cytat:
Nie mogę się doczekać. -odrzekła zakładając płaszcz.


Hm. Tego nie jestem pewna, ale chyba nie powinno być po takich zdaniach, po których jest myślink kropki. I po myślniku spacja:D

Cytat:
Otworzył drzwi i popchnął ją lekko ,tak że weszła pierwsza.


Znowu Very Happy bez spacji przed przecinkiem!

Cytat:
Jednak każde ziarenko może przechylić szalę, gdy znajdzie się ktoś ,kto je dobrze poinstruuje.


Instruowane ziarenko... hm. Nie lepiej: ale jedno, jedyne ziarenko, może przeważyć szalę w jedną, lub w drugą stronę?

Cytat:
zostaną zkoceni


Mimo moje uwielnienia do kotów, zkocona bym nie chciała zostaćVery Happy

Cytat:
O w pół


Wpół chyba

Cytat:
Była pewna ,że nigdy jej nie oszuka, a jego niesamowite, jasno niebieskie oczy zdawały się przenikać wszystko na co tylko spojrzą.


Ja to bym rozbiła na dwa zdania. Czy przekonanie o tym, ze nigdy jej nie oszuka ma jakiś wpływ na jego oczy?Razz I przecinek...

Cytat:
Była wysoka, trochę grubsza i zawsze bardzo zalatana


Grubsza od kogo? Od siebie? Może: trochę pulchna, albo trochę grubsza od Wiktorii



Ogólnie dużo lepiej Delf. Ta wersja jest lepsza niż poprzednia - zaciekawiłaś mnie. choć radzę popracować na błędami i nad stylem. Póki co, jest całkiem nieźle...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Puchonów ;) Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin