Forum Forum Puchonów ;) Strona Główna Forum Puchonów ;)
puchońskie forum ;>
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Karty Tarota(zakończone)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Puchonów ;) Strona Główna -> Fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Madlen
Mała Złośnica



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 612
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szpitala dla normalnych inaczej

PostWysłany: Śro 11:53, 28 Wrz 2005    Temat postu: Karty Tarota(zakończone)

Karty Tarota

To byl moj pierwszy fick. Napisany w szacownym wieku lat 13. Wiec gorszy niz moje inne. Nie bic prosze

Sybilla Trelawney wpatrywała się w szklaną kulę, choć wiedziała, że nic w niej nie zobaczy. Ale codzienne „wróżenie” z fusów i kuli stało się już pewnego rodzaju rytuałem, gdyby przestała musiałaby się przyznać przed samą sobą, że nie ma żadnych zdolności. Tkała wciąż iluzje starając się przekonać innych, a przede wszystkim siebie o swoim talencie do jasnowidztwa.
Blade światło księżyca odbijało się w kuli, mlecznobiała mgła wypełniała ją od środka. To było wszystko co widziała. Mogła tylko sobie wmówić, że jest tam coś jeszcze... tak jak to wmawiała uczniom już od ponad dwunastu lat.
Ciemna postać u bram Hogwartu, tak to pewnie jest śmierć! Ciekawe po kogo przyszła? Pewnie po któregoś z nauczycieli spędzających wakacje w zamku, a może zabierze ze sobą któregoś ze skrzatów?
Tak, była dobra w udawaniu. Zwłaszcza kiedy panowała noc, i każdy cień zdawał się być potworem czającym się gdzieś w ciemnościach. Kiedy jakiś kształt pojawił się za oknem i zapukał w szybę ze strachu podskoczyła lekko na krześle, wszystkie jej bransolety i naszyjniki zadzwoniły cicho, jakby niezadowolone z nagłego ruchu właścicielki.
- Sowa?
Niepewnie podeszła do parapetu wpuszczając do środka puchacza. Kiedy ona ostatni raz dostała jakiś list? Już dawno, tuż po rozpoczęciu pracy w szkole, kiedy jej siostra zapraszała ja na swój ślub. Nie poszła tam. Od ukończenia piętnastego roku życia udawała, że nie ma siostry. Gdy nie pojawiła się na ślubie Weronika całkowicie zerwała kontakt, który zresztą i tak był jednostronny. Ale teraz w głowie Sybilli pojawiła się niedorzeczna myśl, że ta wiadomość ma coś wspólnego z Weroniką. Wpatrywała się w kopertę bojąc się ją otworzyć, była pewna, że nie ważne kto przysyła jej ten list nie zawiera on dobrych wiadomości.

Severus Snape czuł się zupełnie wyprowadzony z równowagi. Nie wystarczyło to, że dyrektor po raz kolejny nie dał mu posady nauczyciela OPCM. Nie dość, że to stanowisko miał zając ten wilkołak, że Black uciekł z Azkabanu i Lupin na pewno pomoże mu dostać się do Pottera. Do tego wszystkiego to jeszcze on Severus, Mistrz Eliksirów, były śmierciożerca i szpieg został zhańbiony. Od dawna zastawiał się czy dyrektor ma wszystkie klepki na swoim miejscu. Ale teraz był tego absolutnie pewien. Bo co za kretyn wysyłałby kogoś takiego jak on po odebranie dziecka? I to dziecka, które było siostrzenicą tej starej oszustki Trelawney. Dał się przekonać po dopiero kilku godzinnych namowach, ta stara wariatka oczywiście nie chciała opuścić Hogwartu by „nie zakłócać swojego wewnętrznego oka”. Bardzo chętnie oczyścił by jej to oko, może jakimś małym Crucio na przykład. Pannę Lunę Moon znienawidził od pierwszego wejrzenia.
- Czy jest pan wampirem? – to były pierwsze słowa, czarnowłosej dziewczynki. Zrobiło mu się nawet przyjemnie, że wygląda aż tak okropnie i przerażająco, ale to nie zmieniało faktu, że powinien czuć się obrażony. Ponadto czy dziecko po śmierci opiekunów nie powinno być bardziej... przygaszone? Luna natomiast uśmiechała się radośnie.
- Jestem profesor Snape. I mam cię zawieźć do Hogwartu – zdanie w miarę miłe były podparte wyrazem twarzy nr 33 z repertuaru seryjnego mordercy. Dzieciak się nie przejął i chyba nawet nie zwrócił uwagi na jego słowa. Luna wpatrywała się w jego usta utwierdzając go w przekonaniu, że po cioci odziedziczyła silne skrzywienie psychiki.
- Mógłby pan otworzyć usta? Nie mogę sprawdzić czy wampiry maja naprawdę takie długie kły.
- Nie jestem żadnym wampirem.
Gdyby wzrok mógł zabijać panna Moon opuściła by świat materialny. Ale na szczęście Severus bazyliszkiem nie był i Luna poczuła się tylko trochę nieswojo. No i zrobiło się jej przykro. Ten miły pan nie był wampirem? Trudno na pewno jeszcze jakiegoś zobaczy! To było jej największe marzenie od kiedy u swojej mugolskiej koleżanki obejrzała parę odcinków Hellsinga. Obie po prostu zakochały się w głównym bohaterze.
- Szkoda. A wilkołakiem?- nie widzieć dlaczego naprawdę się zdenerwował i Luna czuła, że o strzygę nie powinna pytać. Cóż na razie życie było jej jeszcze miłe. W końcu musi zobaczyć jakiegoś wampira, prawda?
- Idziemy.
Severus dżentelmenem nie był i pozostawił Lunę z jej bagażem. Ale co tam! Przynajmniej mogła obserwować jak malowniczo rozwiewają się poły jego płaszcza. Gdyby Nietoperek wziął jej kufer na pewno nie wyglądał by tak wspaniale. Na widok powozu zaprzężonego w dziwne uskrzydlone konie podskoczyła do góry.
- Jejku pojedziemy tym?!
- Wchodź do środka za nim cię tu zostawię – jego ton wyraźnie świadczył, że o niczym innym nie marzy.
- Jej ale pan jest słodki! Zupełnie jak wujaszek Gienio!
Severus czuł, że to już ponad jego siły. Mógł obrywać Cruciatusem, znieść towarzystwo Lupina przy jednym stole nauczycielskim, a nawet Pottera pod tym samym dachem. Ale nigdy nie zgodzi się na porównywanie do żadnego Gienia!
- Jeśli się nie zamkniesz, zapewniam cię, że pewnego dnia do twojego soku zostanie przez przypadek dolana trucizna.
Luna uznała, że może na chwilę się uciszyć. Dlaczego Nietoperek tak się zdenerwował? Zawsze lubiła wujaszka Gienia. To znaczy lubiła go póki nie wylądował a Azkabanie. Wtedy mama wytłumaczyła jej, że wujaszek to bardzo zły człowiek i nie wolno go lubić.
- A to prawda, że Harry Potter chodzi do Hogwartu? Naprawdę jest taki wspaniały?
- Potter, to najbezczelniejszy, najgłupszy i najbardziej zarozumiały szczeniak pod słońcem. A TERAZ SIĘ ZAMKNIJ.
Miał naprawdę wielka ochotę wyrzucić Lunę przez okno. Wyczuła to i postanowiła się na odzywać aż do końca podróży, ale gdy już znalazła się na ziemi nie mogła się powstrzymać.
- Czy jest pan pewien, że nie jest wampirem?

Nie lubiła profesor MacGongall. Była taka wredna! Jak można tak naskoczy na biednego Nietoperka tylko dlatego, że w szale chciał złapać ją za ucho. A co?! Skąd ta stara baba może wiedzieć, może ona Luna Moon lubi być ciągnięta za uszy?! Kiedy to powiedziała na głos została porażona dwoma spojrzeniami w których czaiła się żądza krwi. Może więc MacGongall jest wampirzycą?!
- Czy pani jest wampirem? – spytała Luna z przejęciem. Szczurzyca spojrzała na nią z jeszcze większą wściekłością, a Nietoperek dostał napadu kaszlu. Luna popatrzyła na niego z troską.
- Przeziębił się pan?! Jej, tu musi być jakaś pielęgniarka! Zaraz pójdę jej poszukać!
- Nie! Absolutnie!
Severus postanowił się oddalić i Luna po raz kolejny mogła obserwować jak wspaniale powiewa jego szata, choć nie było w ogóle wiatru.
- Jest uroczy. Ja mu muszę znaleźć żonę!
Profesor MacGongall zastanawiał się czy ma się śmiać, wściekać, czy może po prostu bać. Temu dziecku brakowało nie tylko piątej klepki.
- Yy. Zaprowadzę cię do twojej ciotki, a ona pokaże ci twoje tymczasowe lokum.
Chciała jak najszybciej pozbyć się tego dzieciaka. Miała wielką nadzieje, że nie trafi do Gryffindoru. Chociaż... wizja swatanego Severusa była nawet zabawna... myślała tak dopóki Luna znów się nie odezwała.
- Proszę pani – zaczęła słodko. – ile ma pani lat i czy jest pani żonata?
Profesor MacGongall pokonała drogę do wieży Sybilli w rekordowym tempie. Po raz pierwszy współczuła tej dziwaczce. Kiedy Luna wdrapywała się po drabince odetchnęła z ulgą i postanowiła trzymać się jak najdalej od tego dzieciaka. SWATAĆ JĄ Z SEVERUSEM?
Luna potrafiła się zachowywać cicho jeśli chciała. I teraz weszła na górę całkowicie bezszelestnie. Ciocia siedziała koło kominka na fotelu i wpatrywała się w ogień, w dodatku na ramionach miała muślinowy szal. Nie! Czy ona chce się tu udusić?! Luna rzuciła się do okien i po kolei pootwierała je wszystkie, ciocia spojrzała na nią z zdumieniem.
- Dziecko! Psujesz aurę! I co ty w ogóle tu robisz?
- To Anna nie napisała? No ciociu kochana jestem Luna, twoja siostrzenica.
Sybilla opatrzyła na dziewczynkę uważniej i uderzyło ją ogromne podobieństwo dziecka do Weroniki. Te same niebieskie oczy, czarne włosy fruwające dookoła głowy, nie dające złapać się w żadna gumkę. Trójkątna twarzyczka, chuda sylwetka, nawet podrapane kolana. Całe nogi Luny zdobiły czerwone rysy po kolcach i siniaki, czyli tak jak Weronika odwiedzała las. Ciekawe czy spróbuje wejść do Zakazanego Lasu?
- Zamknij natychmiast te okna... zakłóca to wibrację – na szczęście jej głos znów miał to tajemnicze brzmienie. Dziewczynka złożyła ręce na plecach i pochyliła się do przodu.
- Wibracje szkodzą zdrowiu! A najlepsza atmosfera do wróżenia to las o północy!
- Natychmiast zamknij okna.
- Nie! Tu się przewietrzy a ciocia pokaże mi gdzie mam spać! Ile ty w ogóle masz lat? Nie, chyba dla Nietoperka jesteś za stara.
Luna podbiegła do fotela złapała upierścienioną dłoń Sybilli i za nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć obie znalazły się na dole drabinki.
Tego samego wieczory nauczyciele o mało nie dostali zawału. Na kolacji pojawiła się Sybilla Trelawney, co już samo w sobie było wielkim wydarzeniem. Ale ciągnięta była przez wesołą małą dziewczynkę, która obejmowała ja w pasie, podskakiwała co pół kroku i śpiewała jakąś dziwną piosenkę. W dodatku Luna usadowiła się dokładnie między Severusem i ciotką, i co chwila nakładała profesorowi jedzenie na talerz.
- Niech pan je! Taki pan biedny chudy... ja panu muszę znaleźć żonę żeby zadbała o właściwe odżywianie!
Rozejrzała się po stole i z rozczarowaniem stwierdziła, że nie siedzi przy nim nikt kto byłby kandydatką na żonę dla Nietoperka. Profesor Snape wyglądał tak jakby miał zamiar dolać truciznę do soku dyniowego dziewczynki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madlen dnia Pon 17:14, 24 Paź 2005, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefhenien
ex-nieśmiałek



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 559
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:50, 30 Wrz 2005    Temat postu: Karty Tarota by Madlen

Ja już mówiłam, że mi się bardzo podoba:) Bardzo, bardzo:)

A najbardziej mi się podoba właśnie ta różnica między Twoim aktualnym a tym dawnym stylem.

Bo różnica jest diametralna.

Madlen - szybko wklejaj następny odcinek. Bo go jeszcze nie zdążyłam przeczytaćxD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kociaczek
Misiolub



Dołączył: 09 Paź 2005
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:28, 15 Paź 2005    Temat postu:

To dzielo jest bardzo fajne i ciekawe nie czytalam jeszcze tego jednego dziela ale musze go przeczytac wiec tylko to skomentuje i juz ide tamto czytac wiec pisze tak ze to dzielo bardzo mi sie podoba.Nie wiem jaka jest roznica miedzy dzielami bo nie czytalam wczesniejszego dziela.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
asialek
Bogin



Dołączył: 04 Paź 2005
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: taka wiocha na północnym wschodzie

PostWysłany: Sob 15:39, 15 Paź 2005    Temat postu:

Mad! (:

Powiem Ci, że całkiem urocze (:
Nie zagłębiałam się dotychczas w Twoją tworczośc, ale teraz chyba zacznę, żeby wytropić tą różnicę między stylem dawnym a obecnym (:
Kocham cię za to opowiadanko ;*

Wklejaj nastepną część! ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madlen
Mała Złośnica



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 612
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szpitala dla normalnych inaczej

PostWysłany: Pon 17:12, 24 Paź 2005    Temat postu:

Zakończenie, czyli dwa ostatnie paragrafy mogą sie nie spodobać. Ale rpzypominam - ja dopiero zaczynałam... a teraz nic nie zmieniłam. Jeśli uznacie, zę jest złe, to wtedy, wezmę i napsize końcówkę od nowa.

Nigdy jeszcze w czasie wakacji w Hogwarcie nie działo się tyle rzeczy. Luna wchodziła absolutnie wszędzie nie przejmując się Filchem. Jego kocica choć jej oczywiście nie cierpiała zaczęła przymykać oko na jej nocne wędrówki, czego zasługą był codziennie wynoszony z Wielkiej Sali plasterek szynki. Nauczyciele unikali jej jak ognia więc się nie musiała nimi martwić, po za tym oficjalnie jeszcze nie była uczennicą Hogwartu tylko Durmstrangu i nie mogła dostać żadnego szlabanu czy stracić punktów. W dodatku znalazła wspaniałego towarzysza psot. Kiedy ciocia Sybilla po dwóch tygodniach obecności Luny w zamku zobaczyła ją w towarzystwie tego kolegi o mało nie dostała zawału.
Sybilla nie była może dobrym jasnowidzem, w ciągu całego życia wygłosiła ledwo pięć prawdziwych przepowiedni z czego jedna... cóż zaważyła na lasach świata. Ale w swojej siostrzenicy odkryła prawdziwy talent, co więcej Luna była chętna do nauki i uwielbiała stawiać tarota lub interpretować własne sny. Dlatego kiedy nie pojawiła się na jednej z lekcji jakie dawała jej ciotka, Sybilla poważnie się zaniepokoiła i opuściła swój pokój. Cóż przez ostatnie trzy tygodnie pojawiała się na korytarzach częściej niż przez ostatnie dwanaście lat.
Na drugim piętrze usłyszała głos siostrzenicy.
- Słuchaj, ja wiem, że to dobry pomysł. Ale przypominam, ze nie mogę używać magii w czasie wakacji! I jak ty chcesz to załatwić?
- O Luna tchórzy? To jednak nie ma poczucia humoru?
Sybilla zamarła słysząc odpowiedź. Właścicielem tego złośliwego głosu mogła być tylko jedna osoba w Hogwardzie
- Luna!
Wyszła za rogu i ze złością spojrzała na swoją siostrzenicę. Luna podniosła głowę z nad jakiegoś pergaminu. Irytek odwrócił się do góry nogami i strzelił gumą do żucia.
- Wredna stara ropucha! Co wygląda jak kostucha! – zawył Irytek a profesor Trelawney spojrzała na niego z oburzeniem.
- Iryt! Nie przezywaj cioteczki!
Dziewczynka zaczął wymachiwać pięściami a Irytek znowu zrobił balon i odleciał korytarzem wciąż wyśpiewują „wredna stara ropucha, co wygląda jak kostucha”
- Co za zniewaga!
Luna wstała nie zwracając uwagi na lament ciotki i popatrzyła za odlatującym poltergeistem. Wiedział doskonale, że wróci i może nawet wymamroce coś w stylu, „no dobra nie gniewaj się” . Nie lubił jej, ale ciekawiły go jej pomysły. Irytek uwielbiał robić na złość innym i był chętny do pomocy w różnych psikusach. Teraz planowali coś naprawdę okropnego... Luna aż czuła się winna, że ma zamiar zrobić coś takiego Nietoperkowi, ale to dla jego dobra. Łatwiej znajdzie żonę.

Sybilla wpatrywała się w skupioną twarz dziewczynki przewracającej karty tarota. Sama wielokrotnie udawała, że wróży w ten sposób, ale talia nie była jej przyjazna. Nigdy tarot nie odkrył przed nią żadnej z tajemnic przyszłości, Luna właśnie usiłowała zajrzeć w przyszłe losy profesora Snape. Sybilla postanowiła, że musi porozmawiać z siostrzenicą, która uparcie szukała jego towarzystwa. Zdesperowany Severus zamknął się w końcu w swoich kwaterach i siedem zamków oraz podwójne drzwi broniły dostępu do jego skromnej osoby. Sybilla była z tego w głębi duszy zadowolona, Severus nie był odpowiednim towarzystwem dla Luny. Choć gdy dziewczynka usiłowała namówić go, żeby poszedł na jakąś dyskotekę w celu poznania kobiety...
Luna wybuchnęła nagle śmiechem spadając z krzesła. Sybilla ze zdumieniem popatrzyła na siostrzenice tarzającą się po podłodze.
- Dziecko, co się stało?
- Karty... – zaczęła Luna chichocząc nie przerwanie. – Powiedziały, że Nietoperka spodka BARDZO nie przyjemny wypadek!
- I to ma być śmieszne? – nie cierpiała Severusa, który wiecznie się z niej wyśmiewał. Ale... – Musimy go ostrzec!
- Nie! – Luna podskoczyła do góry. - Błagam nie!

Severus otworzył drzwi i rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie było śladu po tej diabelskiej dziewczynie. Powoli wyszedł na zewnątrz. I wtedy stało się TO.
Na głowę spadło mu wiadro pełne wody. Poczuł, że oplata go jakaś lina, słyszał denerwujący śmiech Irytka i... głos tej przeklętej Moon!
- Spokojnie! Masz Irytku, ziołowy...
Nie! Irytek i Moon założyli spisek! Współpracują?! Teraz już nikt nie jest bezpieczny przecież oni wysadzą szkołę! Irytek, ten Irytek, który nienawidzi uczniów, nauczycieli i wszystkiego co się rusza? On współpracuje z Moon! Nie!
Zdjęto z jego głowy wiadro, i kiedy właśnie miał zamiar spróbować sięgnąć po różdżkę poczuł TO.
- Severus! Co to ma znaczyć?! – profesor MacGongall zdumiona patrzyła na nauczyciela eliksirów prowadzącego Lunę Moon. Związaną zaklęciem.
- Ona jest niebezpieczna!
- Severusie, co ci się stało? Wyglądasz jakoś inaczej... – Minewra MacGongall na chwilę spojrzała na kolegę po fachu.
- To ona! I ten przeklęty Iryt! ONI UMYLI MI WŁOSY!

Luna usiadła na trawie tuz przy Zakazanym Lesie. Była tam już pięć razy i do tej pory nie znalazła nic ciekawego, z wyjątkiem jakiegoś dziwnego zwierza który uciekł na jej krzyk. A przecież ona tylko chciała go przytulić! Jakie normalne zwierze ucieka, gdy ktoś do niego mówi, że jest najśliczniejszą gadziną na świecie i trzeba mu koniecznie zawiązać na szyi różową kokardkę?
Ile już była w Hogwardzie? Prawie dwa miesiące, wkrótce zacznie się rok szkolny. Swoboda będzie trochę ograniczona, ale dzięki temu otwiera się tyle nowych możliwości! Pani Noris przekupiona szynką nie zwracała na nią uwagi nawet, gdy łamała regulamin całkowicie jawnie. Irytek był po jej stronie i miała spore szanse zostać największym zmartwieniem Hogwardu. Och jak Nietoperek ślicznie wygląda z umytymi włosami! Tak ładnie błyszczą i w ogóle... mogła by przysiąc, ze profesor Vector zaczęła obserwować jej pupilka. Jak przyjemnie było by być na jego ślubie! Ale on się na nią obraził i jak tylko ją zobaczy odchodzi jak najszybciej może nie biegnąc. I dostała szlaban. Pierwszy szlaban od Hogwardzkiego nauczyciela choć jeszcze nawet nie zaczęła nauki w tej szkole! Dyrektor Karkow pozbywał się jej z prawdziwą ulgą, ale ten tu Dumbledore jest świetny! I wyraźnie ją lubi! Usłyszał śpiew i zdziwiona podniosła głowę. Od lasu szło w jej stronę parę dziewcząt w białych ubraniach i wiankach na głowach. Wstała a one otoczyły ją nie przestając tańczyć, kiedy zakręciły się wokół niej, ubranie zamieniło się w białą sukienkę taką jak ich...
Ciocia Sybilla.
Któraś założyła jej wianek na głowę i wszystko zniknęło.

- Przykro mi Sybillo. Nie ma jej.
Dumbledore popatrzył na nią ze smutkiem, profesor Snape odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę lochów. Minerwa płakała. A Irytek? To było zaskakujące. Zaczął fruwać korytarzami głośno nawołując Lunę. Ale nikt mu nie odpowiedział.
- Nie ma nadziei?
- Luny nie ma już od trzech dni. A zaklęcia wskazują, że nie ma jej na terenie szkoły – spojrzał w stronę Sybilli niepewien jej reakcji. Ale ona tylko popatrzyła na niego za swoich okularów. Ciekawe, przecież do niej pasowałoby bardziej rzucanie się i krzyki by zwrócić na siebie uwagę. Lub powinna powiedzieć, że już od dawna to wiedziała, bo fusy wskazywały na zaginiecie jej siostrzenicy.
- Jakiej Luny? Przepraszam, ale to miejsce zasłania przyszłość przed moim wewnętrznym okiem.
Odwróciła się i powoli weszła po schodach. Była dobra w udawaniu. Nawet bardzo dobra. Teraz wmówi sobie, że nie było żadnej Luny, a ostatnie dwa miesiące w ogóle nie istniały. Jedynym śladem po nich będzie komplet różowych filiżanek, które dała jej Luna. Zaraz, jaka Luna? Przecież, żadna Luna nie istniała! Kiedy znalazła się w swoim pokoju od razu rzucił się jej w oczy komplet kart tarota. Wzięła je wszystkie do ręki i otworzyła okno a potem jedną za drugą wyrzucała na pastwę wiatru.
Kiedy w przyszłym tygodniu zasiądą przed nią uczniowie zacznie wróżyć im wszystkie okropieństwa. Owszem kilku z nich może spotka w życiu szczęście. Ale cierpienie na pewno dotknie wszystkich. Bo tylko cierpienie jest w życiu pewne. Tylko one.

Karty leciały w równym rządku w stronę Zakazanego Lasu jakby prowadzone jakimś zaklęciem. Zatoczyły koło i rozpierzchły się opadając wśród drzew. Jedna wpadła w krąg tańczących dziewcząt w białych sukniach...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madlen dnia Nie 18:38, 30 Kwi 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefhenien
ex-nieśmiałek



Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 559
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:29, 27 Paź 2005    Temat postu:

No Mad... Jestem pod wrażeniem.

Nie spodziewałam się TAKIEGO zakończenia. Zwłaszcza, iż to Ty jesteś autorką. Cóż... Podobało mi się. Bardzo.

Taki zwrot w akcji. Umycie Sevowi włosów. Przyjaźń Luny z Irytem. Te katy tarota wyrzucone przez Sybille. Ach! I te słowa, że od tej pory będzie przepowiadać tylko tragedie. Mmmm... Pycha.

Całe opowiadanie strasznie fajne. Klimat zabawno-dramatyczny, ładnie napisane, oryginalny pomysł i ciekawe spojżenie na pewne sprawy...

No podobało mi się i tyle.

Hmm... Polubiłam tę twoją Lunę ;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arianrod
Krecik



Dołączył: 31 Sty 2006
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 0:12, 24 Lut 2006    Temat postu:

Początek słodki. Luna milutka i puszysta, trochę podobna do imienniczki:)
Już byłam przekonana, że to mała komedyjka i nagle to niespodziewanie gorzkie zakończenie. Smutno mi się zrobiło, Luna wyjdzie z kręgu elfów za 100 lat i nie znajdzie już swojego Nietoperka...
Niestety, rzuca się w oczy brak bety. I przecinków. Przecinki są niezbędnie potrzebne, natomiast bez literówek mogę się obejść. Szkoda, żeby błędy psuły odbiór takiego fajnego opowiadanka.
Kłaniam się
Arian


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Puchonów ;) Strona Główna -> Fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin